Do Polski, koncepcja ta dodarła w okresie międzywojennym. Obecnie są tutaj prowadzone dwuletnie kursy, krótkie warsztaty, pokazy, plenery, projekty społeczno-kulturalne oraz zajęcia edukacyjne dla dzieci i młodzieży. Jest to wyjątkowe miejsce. Jego urok pozwala zapomnieć o upływie czasu, codziennych kłopotach. W powietrzu czuć radość i spokój, których ostatnio tak bardzo ludziom brakuje. W każdym kącie i na każdej ścianie widać piękne przedmioty tworzone przez słuchaczy oraz uczestników warsztatów. Jest to miejsce gościnne i dostępne dla każdego. O tym, co może dać nam twórczość rozmawiam z Dyrektorką placówki - Panią Moniką Wolańską.
Pani Dyrektor, jakie namacalne korzyści może przynieść nam tworzenie rękodzieła?
Korzyści jest wiele, zacznę od tych na poziomie biologicznym. Naukowcy udowodnili, że w chwili, gdy zajmujemy się działalnością twórczą, która daje nam satysfakcję i radość, zmieniają się parametry naszego organizmu. Obniża się ciśnienie krwi, redukuje się poziom stresu, wzrasta poziom hormonów szczęścia. Dzięki temu poprawia się nam samopoczucie, czujemy się zrelaksowani i odprężeni.
Czy udaje się to zaobserwować u Pani lub u słuchaczy?
Tak. Zauważam to zarówno u siebie, jak i u słuchaczy, ale może opowiem najpierw jak to jest u mnie. Zajmuję się ceramiką. Czasami bywa tak, że jestem bardzo zmęczona. Nie mam siły na prowadzenie zajęć czy robienie czegoś, co mam zaplanowane. Okazuje się, że gdy wchodzę do pracowni i biorę w ręce glinę, to cały ten balast spada, jakby został gdzieś za drzwiami. To jest niesamowite i magiczne. To samo mówią ludzie, którzy tutaj przyjeżdżają na kursy. Czują, jakby wszystkie problemy znikały. Mają czas i przestrzeń tylko dla siebie. Mogą poświęcać się twórczości w dowolnym zakresie. Mogą to być procesy bardziej twórcze, wymagające kreatywnego myślenia, projektowania, a czasami jest to mozolne odtwarzanie jakiegoś wzoru haftu, które jest jednocześnie formą medytacji i wyciszenia. Takie zadanie pozwala oderwać myśli od codzienności, pędu i biegu. Z pewnością każdy inaczej odbiera ten czas, ale dla wszystkich jest to głęboki relaks, wyciszenie albo urozmaicenie. Zresztą, chyba każdy z nas doświadczył tego, że gdy ręce są zajęte, to głowa jest odciążona.
Praca twórcza rozwija w ludziach życiową zaradność. Nierzadko trzeba się sporo nagłówkować, aby coś zadziałało, aby efekt tworzenia był satysfakcjonujący albo zgodny z początkowym zamiarem. To z kolei sprawia, że nabieramy pewności siebie. Utwierdzamy się w przekonaniu, że poradzimy sobie w każdej nietypowej sytuacji, że zawsze znajdziemy dobre rozwiązanie.
Czy są jeszcze jakieś inne korzyści?
Tak. Aspekt społeczny.
Rękodzieło jest pretekstem do spotkań. Oczywiście możemy je wykonywać w samotności - to też jest dobre. To jest nauka bycia ze sobą samym, ze swoimi myślami. Natomiast praca w zespole, niekoniecznie praca zespołowa, ale taka, podczas której, robimy podobne rzeczy, że mamy podobne zainteresowania, możemy się wzajemnie inspirować. To jest ważne.
Tworząc w grupie - otwieramy się. Uczymy się reagować na krytykę, sugestie i osąd. Nabieramy umiejętności wybierania tego, co podoba się nam i czego potrzebujemy my, a nie otoczenie. Uczymy się pewności siebie.
Często osoby, które zajmują się rękodziełem mogą się czuć w swoim środowisku osamotnione i nie do końca rozumiane. Natomiast, gdy spotkają się w gronie osób o podobnych zainteresowaniach, jest to mocno wspierające i budujące. Nie mówię o jakichś wielkich rzeczach, ale to naprawdę istotne, aby mieć w otoczeniu ludzi o podobnych pasjach, czy w podobny sposób spędzających czas wolny. Myślę, że stąd wzięły się idee kół zainteresowań, koła gospodyń wiejskich, kluby. To bardzo ważne, abyśmy tworzyli grupy z ludźmi o podobnych pasjach. I właśnie nasz Uniwersytet jest takim miejscem. Zbliżamy ludzi, których zainteresowaniem jest rękodzieło.
Pani Moniko, proszę opowiedzieć o wymiarze materialnym pracy twórczej. Mówiąc wprost, czy z tego da się żyć?
Tak. Na podstawie obserwacji naszych absolwentów wiem, że da się. Nie jest to jednak łatwy chleb.
Dlaczego nie jest łatwo?
Dzisiaj rynek światowy jest zalany tanimi, fabrycznymi produktami w większości pochodzącymi z Chin, albo z innych obszarów, gdzie wyroby te są pozyskiwane ciężką, niewolniczą pracą. Trudno jest z tym konkurować. Przykładem może być wikliniarstwo. Popyt na tego rodzaju produkty nie jest ogromny, a poza tym łatwiej kupić koszyczek w markecie, czy w sieciówce, bo będzie on kosztował tyle, ile materiały rękodzielnika. Z drugiej strony żywotność i walory estetyczne mogą nie dorównywać produktom robionym systemem rzemieślniczym.
Pani Dyrektor, kim są słuchacze uniwersytetu?
Przyjeżdżają z małych wiosek i dużych miast, z bliskich i dalekich zakątków Polski, a zdarza się, że mamy słuchaczy z zagranicy.
Są to ludzie z różnych środowisk. Mamy maturzystów oraz studentów, dla których nasze kursy są dopełnieniem studiów. Są osoby, które mają już dość korporacji i chcą zmienić coś w swojej ścieżce zawodowej. Są również osoby u progu wieku emerytalnego chcące spełnić swoje marzenia, jakieś niezrealizowane pasje, chcą dać szansę temu o czym zawsze marzyły, ale nie miały na to odwagi albo możliwości. Są gospodynie domowe, które mają trochę więcej przestrzeni i chcą się rozwijać w tym kierunku.
Mieliśmy słuchacza, który wraz z żoną prowadzi rodzinny dom dziecka. Przyjeżdżał do nas po różne techniki i umiejętności, aby móc pracować ze swoimi dziećmi. Dodam, że większość z nich miała jakiś stopień niepełnosprawności. Chciał je wspierać w ogólnym rozwoju, bo jak wiemy rękodzieło jest ogólnorozwojowe. Oprócz tego, że relaksuje, to poprawia zdolności manualne, jak motorykę małych palców, niezwykle ważną u dzieci. Obydwie półkule mózgowe rozwijają się w równym stopniu i synchronizują. Wzrasta kreatywność, umiejętność koncentracji, samodzielność i zaradność.
Czy przypomina sobie Pani kogoś, kto zmienił swoją pracę i zajął się rękodziełem?
Kiedyś na egzaminy czeladnicze przyjechał do nas pan z Wrocławia, który na co dzień zajmował się budowlanką. Interesowało go, co ma wykonać na zaliczenie. Wytłumaczyłam mu, że podczas dwóch dni egzaminu praktycznego trzeba stworzy dwie małe prace 20x20cm. Zapytał, czy może zrobić jedną większą, na co przewodnicząca komisji zgodziła się. Przewodnicząca komisji zgodziła się na to. Pan przywiózł obrus 150x240cm, pełen pięknych róż, wyhaftowany techniką mereżki w całości,. Po trzech latach ten sam pan przyjechał na egzamin mistrzowski. Już nie jest budowlańcem, teraz zajmuje się haftowaniem obrusów, które sprzedaje głównie do Włoch w bardzo korzystnej cenie. Jest to bardzo cenne, że haftem zajmuje się mężczyzna. To odczarowanie podziału płciowego dziedzin rzemiosła jest bardzo ważne. Co ciekawe, haft był pierwotnie zajęciem męskim. Na początku wyszywało się na skórze i suknie, co dla kobiet było uciążliwe. Haftowanie na płótnie, batystach, jedwabiach było upowszechnione w późniejszym czasie przez kobiety dworskie. Stąd kojarzy się z damskim zajęciem, ale te wszystkie kożuchy zakopiańskie czy parzenice na spodniach haftowali pierwotnie mężczyźni.
Jest jakiś sposób na zwiększenie sprzedaży produktów rękodzieła?
Trzeba się wykazać kreatywnością i niestandardowym podejściem do tego, jaki produkt stworzyć, żeby udało nam się sprzedać w takiej cenie, aby miało to sens i aby nasza działalność była w stanie się utrzymać. Jak wiemy, koszty prowadzenia działalności gospodarczej nie są niskie, więc naprawdę nie jest to łatwa sprawa.
Najbardziej sprawdzającą się według mnie formą jest taka działalność, która jest jak najbardziej zdywersyfikowana, jak najbardziej różnorodna. Oprócz produkowania rękodzieła, czy rzemiosła można zająć się edukacją.
Czy ma Pani na myśli prowadzenie kursów i warsztatów?
Tak. Ludzie bardzo chętnie się uczą i biorą udział w warsztatach. Myślę, że zmienia się powoli nastawienie. Wiele osób dojrzewa do tego, że niekoniecznie „mieć „ jest takie ważne, jak „być” i rozwijać się. Tworzyć w ten sposób lepszą jakość życia. Taki sposób łączenia pracy, kiedy możemy kogoś uczyć i produkować rękodzieło, daje satysfakcję z pracy z ludźmi oraz radość z tworzenia.
Jakiś czas temu od pewnej ceramiczki dostałam kubek w zamian za kota. Uważam, że to była uczciwa wymiana, bo ona cieszy się kotem, a ja codziennie cieszę się smakiem kawy z wyjątkowego kubka. Nie wyobrażam sobie picia jej w zwykłym marketowym.
To jest właśnie ciekawe. Przedmioty ręcznie wykonane mają w sobie to coś. Mówi się, że mają duszę, że zostawiamy w nich kawałek siebie. Kiedyś myślałam, że to jest przesada, a teraz uważam, że naprawdę coś w tym jest. Cały czas otaczam się przedmiotami wykonanymi rękami ludzkimi i czasem podchodząc do czegoś, czuję ile jest w to włożone serca i pracy. Abstrahując, że wiem jakie to pracochłonne, ale nawet gdybym tego nie wiedziała, to czuję jak emanuje z tego miłość i radość z jaką człowiek tworzył dany przedmiot.
Pani Moniko, proszę opowiedzieć o starych, prawie zapomnianych zawodach, które odżywają dzięki działalności Uniwersytetu.
Staramy się chronić i pokazywać wartość starych zawodów. Jednym z takich jest zduństwo, które przechodzi teraz renesans. Coraz więcej mieszkańców wielkich miast i nie tylko, marzy o tym, żeby rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, albo przynajmniej mieć jakiś malutki domek za miastem, blisko natury. Z drugiej strony gospodynie domowe coraz bardziej doceniają smak rosołu „pyrkającego” na kuchni. Wracamy, czasem z sentymentu, czasem z potrzeby, do starych sprawdzonych przepisów, sposobów, materiałów. One okazują się być bardziej ekonomiczne, smaczniejsze, przyjemniejsze. Zaczynamy doceniać tradycję. Miło jest się ogrzać w cieple pieca, czy kominka patrząc w mrugający żywy ogień. Jest w tym jakaś magia i romantyka. Dodatkowo w obecnej dobie pewnego rodzaju kryzysu energetycznego, ludzie zaczynają myśleć nad zabezpieczeniem i dodatkową opcją energetyczną. Taki stary, dobry piec zawsze da nam ciepło i gorącą strawę niewielkim kosztem.
Pamiętam z dzieciństwa widok mojej stryjenki. Siedziała przy wrzecionie i przędła wełnę owczą. Czy jest teraz zainteresowanie takimi umiejętnościami?
Tak. Poliester był odkryciem w latach 90-tych i wydawało się , że ma takie wspaniałe właściwości termiczne, ale nagle okazuje się, że stara dobra wełna jest niezastąpiona. Naturalne materiały wracają do łask, bo mają o wiele lepsze parametry i zastosowanie niż materiały sztuczne. Nie wspomnę, że nasza skóra przez nie lepiej oddycha. Wiadomo, że nie będziemy wszyscy nagle chodzić w wełnianych płaszczach i kożuchach, ale jak już będziemy dokonywać wyboru swetra, czy czapki, to może zrobimy to z większą świadomością. Coraz częściej spotykam osoby, które chcą się uczyć przędzenia i które chcą tkać użytkowe formy tkanin np. na torebki, szale itp. Poza tym coraz więcej osób potrafi to robić i oferują takie warsztaty. Pamiętam, że jeszcze około 10 lat temu ciężko było znaleźć kogoś, kto potrafi prząść. W naszym rejonie nie udało mi się już nikogo takiego spotkać, ale znam kilka osób, które się tego uczą.
Coraz więcej gospodarstw ma alpaki, a wiadomo, że można z nich pozyskiwać wełnę.
Wełna z alpaki jest niesamowita i cudowna, ma wspaniałe właściwości. Mam jedne rękawiczki z alpaki i jestem zdumiona. Na początku bałam się je nosić, z obawy, że je zniszczę, bo są takie delikatne. Tymczasem okazało się, że to włókno jest mocne i odporne. Ogromna zaleta. Poza tym są to bardzo przyjemne zwierzęta, które również działają na ludzi terapeutycznie.
Pani Moniko, czy prowadzicie jeszcze jakąś ciekawą działalność?
W zeszłym roku robiliśmy projekt: Eko-szansa w uniwersytetach ludowych”. Był dedykowany osobom z lokalnego środowiska. Obejmował eko-ogrodnictwo, agro-ekologię, sztukę, rękodzieło, zajęcia informatyczne, rozmowy z psychologiem, warsztaty dobrego odżywiania z dietetykiem. Było to bardzo ciekawe doświadczenie. Ludzie przyzwyczajeni do nowoczesnego rolnictwa, mogli się dowiedzieć co to permakultura, próbowali ekologicznego, dawnego prowadzenia ogródka warzywnego, kopali i hodowali dżdżownice, poznali rolę ziół, chwastów, owadów, zbierania deszczówki itd. Byłam zdumiona otwartością tych osób, które w większości były seniorami. Był to wspaniały powrót do tradycji naszych dziadków i babć. Żeby iść dalej i żeby mieć co przekazać następnym pokoleniom i aby dostali po nas ziemię w jak najlepszym stanie, musimy zadbać o nasze codzienne wybory, o to co robimy teraz, o siebie, o zdrowie i swoje i ziemi. Zajmowanie się rękodziełem i rękodzieło ma wpływ na zmniejszenie konsumpcjonizmu według mnie, ponieważ możemy zdecydować, że coś zrobimy sami, że coś przerobimy, że będziemy kupować mniej, zużywać mniej i tym samym produkować mniej śmieci. Jeśli sami wyhodujemy sobie warzywa , to jednocześnie wyprodukujemy mniej plastiku oraz innych chemikaliów.
Dla kogo jest rękodzieło?
Rękodzieło jest dla każdego. Nie trzeba mieć tutaj jakiegoś szczególnego talentu, to nie o to chodzi, żeby robić coś pięknego, chodzi o to żeby mieć przyjemność z robienia tego czegoś.
Czy planujecie w tym sezonie zajęcia, z których mogliby skorzystać lokalni mieszkańcy?
Na razie nie mogę zapowiedzieć nic konkretnego, ale mam nadzieję, że coś się pojawi. Uporaliśmy się już z konsekwencjami pandemii i lockdownów, bo przez ostatnie dwa lata mieliśmy przez to bardzo dużo zaległości. Była mniejsza oferta warsztatów krótkoterminowych. Mam nadzieję, że odpłatne wakacyjne programy wrócą do naszego kalendarza w tym roku, ale też liczę na to, że uda nam się pozyskać środki na projekty społeczno-kulturalne, które będą w ofercie nieodpłatnej. Będziemy ogłaszać na stronie www, proszę śledzić naszą ofertę również w mediach społecznościowych.
Pani Moniko, dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że zachęciłyśmy naszych czytelników do rozpoczęcia przygody z rękodziełem. Życzę sukcesów i wielu studentów.
Gabriela Pawiak-Kucharewicz
PZDR Brzozów